Wywiad przeprowadzony z Morpheusem przez magazyn Mystic Art
Zacznijmy
Morpheus od przypomnienia waszej ostatniej europejskij trasy z Emperor i
Morbid Angel - jesteście z niej zadowoleni?
Raczej tak,
choć nie zawsze wszystko układało się po naszej myśli, niektóre koncerty
były bardzo dobrze zorganizowane, inne niestety nie. Odniosłem również
wrażenie, że znacznie lepsze przyjęcie mieliśmy w mniejszych klubach i w
mniejszych miastach, niż w jakiś gigantycznych aglomeracjach, w których
również przyszło nam grać, choć... nie wiem, mogę się mylić. Wiesz,
graliśmy kiedyś w naszym rodzinnym mieście, na koncert przyszło może 70
osób, ale był to chyba najlepszy występ jaki daliśmy w naszej
dotychczasowej karierze. A to z dwóch powodów, po pierwsze nagłośnienie
koordynował producent naszych płyt, wiedział więc jak trzeba to wszystko
ustawić, po drugie zaś przyjęcie tych kilkudziesięciu osób było tak
entuzjastyczne i szczere, że naprawdę mogę je jedynie porównać do... chyba
występów w Polsce właśnie!
A jest coś czego szczególnie
oczekujecie po występach na żywo?
Wiesz, prawdę mówiąc
staramy się nie mieć żadnych oczekiwań, gdyż przeważnie jest tak, że gdy
czegoś szczególnie oczekujesz, wówczas sprawy układają się w zupełnie inny
sposób. Kiedy graliśmy w Austrii mieliśmy naprawdę olbrzymią scenę, tak
więc chcieliśmy dać szalony show, biegać po scenie, wariować, jednym
słowem dać z siebie wszystko. Jednak publicznośc okazała się niezbyt
zorientowana w tym, co gramy i zdecydowanie nie wykazała najmniejszego
entuzjazmu, zatem tak jak i oni, cały koncert stałem niemal w miejscu -
podchodziłem do mikrofonu, śpiewałem, robiłem dwa kroki w tył i to
wszystko. To dziwne uczucie grać przed 2000 ludzi, którzy tylko stoją w
miejscu i w zasadzie nie reagują na muzykę, heh, Austriacy są trochę
dziwni.
A być może wasz problem polega na tym, że
występujecie na zywo tylko w trójke i na dużej scenie po prostu
giniecie.
Wiesz myślałem o tym, jednak prawda jest taka, że
na scenie brakuje tylko i wyłącznie zestawu perkusyjnego, jest dwóch
gitarzystów, jest klawiszowiec, czyli niemalże klasyczny zestaw muzyków. Z
drugiej jednak strony, żaden z perkusistów na świecie nie byłby w stanie
zagrać tego co tworzymy na maszynie perkusyjnej, gdyż po prostu są to zbyt
skomplikowane aranżacje. Cóż, taki jest charakter naszej muzyki i ci
którzy jej słuchają musza ten fakt zaakceptować, jeśli zaś komuś się to
nie podoba, nie musi przeciż kupować naszych płyt, ani też przychodzić na
koncerty.
Myślę, że nie masz o co się zbytnio martwić, gdyż
coraz więcj zespołów decyduje się na takie rozwiązanie, by wspomnieć
choćby Samael.
To prawda, choć podczas koncertów zdarza się
to jeszcze dość rzadko. Nie mniej jednak jest coraz więcej kapel
nagrywających tylko i wyłącznie w studio, które zamiast prawdziwej
perkusji korzystają z maszyny perkusyjnej, nie zmienia to jednak faktu, że
tak w studio, jak i na żywo Limbonic Art będzie korzystał z takigo właśnie
rozwiązania. Myślimy natomiast o urozmaiceniu występów na żywo dodatkową
scenografią, mamy kilka naprawdę zabójczych pomysłów, jednak przeszkodą
wciąż są pieniądze. Wciąż nie jesteśmy wystarczająco dużym zespołem aby
pozwolić sobie na zakup pewnych rzeczy, wierzę jednak, że w przyszłości
będzie to możliwe.
Przed kilkoma tygodniami ukazał się wasz
nowy album, któy zdecydowanie jest waszym najbrutalniejszym materiałem,
też go tak odbierasz?
Zdecydowanie! Chcieliśmy zrobiś coś
nieoczekiwanego, coś czego w zasadzie nikt się po nas nie spodziewał. Nie
chcemy nagrywać wciąż takich samych płyt, ani tym bardziej żeby każdy
myślał - "o, wychodzi nowy album Limbonic Art, znów będzie masa klawiszy,
sporo chórków, okay, kupię sobie taką płytę". Tak więc po wydaniu "In
Abhorrence Dementia" powiedzieliśmy sobie, że następna płyta musi być
inna, a jedyną drogą do zrobienia innego materiału było zbrutalizowanie
naszej ówczesnej stylistyki. Tak też zrobiliśmy, co jednak nie znaczy, że
całkowicie odrzuciliśmy styl, który wypracowaliśmy na dwóch pierwszych
albumach, wciąż przecież jest masa klawiszy, sporo chórów itd., jednak
wszystkie te elementy użyte są w nieco inny sposób. Co więcej, na nowym
albumie jest znacznie więcej partii klawiszowych niż na poprzednich
płytach, ale zasadnicza różnica polega na zmiksowaniu tego krążka -
klawisze nie są aż tak bardzo wysunięte do przodu, a znacznie większą rolę
odgrywają gitary, powiedziałbym nawet, że jest to płyta zdecydowanie
oparta na grze gitarowej. Nie mniej jednak, już teraz wiem, że następny
album będzie nieco wolniejszy, większy nacisk ponownie położymy na
stworzenie klimatu, partie klawiszy odegrają większą rolę, więcej tez
będzie chórów i wszelkiego rodzaju rozwiązań, które budują misterną,
mistyczną atmosferę. Wiemy, że jest gdzieś granica, szczególnie dla
takiego zespołu jak Limbonic Art, jak brutalnie i szybko można zagrać, my
tej granicy nie chcemy przekroczyć, gdyż wówczas nasza muzyka brzmiałaby
po prostu śmiesznie.
Z drugiej strony jednak zapowiadałeś, że
nowy album będzie bardziej industrialny i z tego co wiem dużo ludzi
obawiało się tego, szczęśliwie jednak do tej drastycznej zmiany nie
doszło. Osobiścię cieszę się z tego ale nie omieszkam spytać -
dlaczego?
Trudno mi powiedzieć dlaczego akurat tak się
stało. Wiesz, kiedy ludzie pytali się mnie jak będzie brzmiał nowy album,
wydawało mi się, że właśnie industrial odegra na nim dużą rolę, jednakże
podczas komponowania, a później nagrywania albumu okazało się, że nie do
końca pierwotne plany (które istniały tylko w mojej głowie) znajdują
odzwierciedlenie w muzyce Limbonic Art.
A jakie reakcje w
głównej mierze towarzyszyły wydaniu 'Epitome Of Illusions'?
Zdecydowanie pozytywne, nie było chyba jakiś skrajnie
negatywnych recenzji, a przynajmniej ja się z takowymi nie spotkałem>
Ludzie traktowali ten materialał bardziej jak płytę, aniżeli demo, bo
brzmiała bardzo dobrze, z teego się cieszyłem. Nie byłem jednakże
zadowolony, iż traktują ten materiał jak pełnowymiarową płytę, cała muzyka
bowiem powstała jeszcze przed pierwszym albumem, tak więc naszą intencją
było pokazanie ludziom, co i jak graliśmy wcześniej,nie zaś próbowanie
nagrania nowego materiału. Zreszta podeszliśmy do tego bardzo uczciwie,
nie wydawaliśmy kiepsko brzmiących nagrań demo, ale weszliśmy do studia i
wszystko zrealizowaliśmy od początku, a zajęło nam to... trzy dni
nagrywania i trzy dni miksowania, zatem naprawdę bardzo szybko i aż dziw
bierze. Z drugiej jednak strony, o ile dobrze zrozumialem to co przekazał
mi Thomas z Nocturnal Art, pomimo tak dobrych recenzji, płytka ta
osiągneła połowę sprzedaży tego co "Moon..." czy "In Abhorrance...", to
dziwne. W większości magazynów otrzymywaliśmy bardzo wysokie noty,
przeważnie o jeden punkt niższe od maksymalnych, więc naprawdę całkiem
nieźle, jednak przypuszczam, że ludzie źle odebrali fakt, iż był to
ponownie nagrany materiał demo, tak więc niektórzy oczekiwali czegoś na
wzór dema, co równe jest taniej produkcji, taniemu brzmieniu, amatorskiemu
graniu.
Koniec końców - jesteście z tej pozycji
zadowoleni?
Tak, zdecydowanie, jeśli nie odniosła ona
jakiegoś rynkowego sukcesu, to napewno przyniosła masę osobistej
satysfakcji nam samym, w końcu wiedzieliśmy, że mieliśmy ciekawy materiał
jeszcze przed debiutanckim albumem, że nie pojawiliśmy się z nikąd. Wiesz,
mam w swojej kolekcji kilka płyt CD, na których są nagrane materiały demo,
jednak wszystkie one brzmią tak kiepsko, że naprawdę nie chce się do nich
wracać i słuchać. "Epitome Of Illusions" brzmi jak płyta, to
ważne.
Okay, teraz zadam ci pytanie, którego jeszcze nigdy
nie słyszałeś, ale już niedługo będziesz musiał na nie odpowiadać w każdym
wywiadzie... domyślasz się o co chodzi?
Szczerze
powiedziawszy nie bardzo.
Dlaczego porzuciliście
makijaże?
Ah tak, ha, ha, ha, gratuluję rzeczywiście jestes
pierwszy.
Rozpiera mnie duma... ha,
ha...
Okay, głównym powodem był kłopot i masa pracy nad
makijażami, szczególnie w czasie dłuższych tras, jak na przykład na
ostatniej z Morbid Angel. Po kilku dniach moja twarz wyglądała na bardzo
zniszczoną, zaś czuła się jak totalne gówno. To ciągłe malowanie się było
nudne i męczące, a wyobraź sobie jeszcze, że w niektórych klubach, w
których graliśmy nie mieli prysznicy, tak więc zmycie tego wszystkiego
przysparzało cholernie dużo kłopotu. Korzystaliśmy z tej formy ekspresji
już kilka lat i w końcu poczuliśmy, że nie ma to już tak dużego znaczenia
dla nas.
Poza tym, mniej lub bardziej obecnie stało się to po
prostu modne i generalnie dobrze widziane na scenie
BM